sobota, 23 lutego 2019

Podsumowanie Lutego

Luty to u nas miesiąc sukcesów, małych kroczków które bardzo dużo dla nas znaczą. 
Synek zaczął pełzać , dwa dni później zaczął raczkować, a już 5 lutego praktycznie biegał na czworaka ! Również 5 lutego pierwszy raz zaczął kombinować jak wstać w łóżeczku. 
W lutym miałam zaplanowane kilka wyjść z koleżankami , ale niestety rozchorowałam się .
 Grypa i zapalenie oskrzeli. Nigdy w życiu tak źle się nie czułam, bolało mnie wszystko łącznie z włosami i paznokciami , a płuca wyplułam sto razy .
 Na szczęście udało się że trzy dni w domu spędził Mąż ,bo nie dała bym rady sama z Synkiem , a moja Mama nie mogła przyjść bo to ona zapoczątkowała ten kataklizm
O tym że byłam na prawdę mocno chora może świadczyć fakt, że nie ruszyłam żadnej książki przez kilka dni. .  
Bardzo zależało nam na tym żeby synek się nie zaraził, 23 lutego zaczynać mieliśmy turnus rehabilitacyjny w szpitalu oddalonym od naszego miejsca zamieszkania o 300 km więc dla nas to wyprawa życia .
Niestety wszyscy przeszliśmy grypę. Najgorzej ja i synek bo jeszcze mieliśmy zawalone oskrzela. 
Walentynki obchodziliśmy we trójkę w domu, w łóżku..


Odwiedziłam kwiaciarnię nie daleko mojego osiedla, mają tam przepiękne rzeczy...



Przez tą chorobę całkiem wybiłam się z rytmu . 
Nigdy nie lubiłam się pakować, ale pakowanie siebie i dziecko... ojjj ciężko szło.


W lutym przeczytałam kilka książek, niestety nie miałam weny do ich opisywania więc tylko wrzucę co to za książki były. 

"365 dni " Blanki Lipińskiej




Amanda Powse " Świąteczne marzenia"




"Ekologiczna Zemsta" Małgorzata J. Kursa



" Dwanaście życzeń" Karolina Głogowska , Katarzyna Troszczyńska




Kiedy chorowaliśmy zajęliśmy się też planowaniem roczku.  
Wybraliśmy motyw przewodni , listę gości , zrobiliśmy sami zaproszenia.  
Plan był taki żeby część zaproszeń rozesłać przed naszym wyjazdem , niestety nie udało nam się tego ogarnąć.  
Odnośnie wystroju , motywu itp zrobię osobny post roczkowy, póki co zbieram materiały.
Właśnie pakujemy ostatnie rzeczy i jutro wcześnie rano ruszamy !

poniedziałek, 18 lutego 2019

Papuga Gaduła

Od świąt minęło już trochę czasu, zdążyliśmy wszyscy pobawić się zabawkami, które dostał Skrzat na święta.

Dziś opiszę po krótce Papugę Gadułę.
To jest zabawka zaskoczenie. Nie widziałam jej nigdzie wcześniej okazała się być bardzo fajna.






Tak jak widać na zdjęciu powyżej , papuga ma sześć przycisków.
Przycisk serce jest to włącznik, papugę trzeba włączyć, aby zaczęła się z nami bawić, po chwilowej bezczynności wyłącza się, co bardzo fajną opcją.
Przycisk księżyc- papuga opowiada dwie historyjki, z modulacją głosu, powoli, wyraźnie jej głos potrafi zainteresować dziecko.
Nutka - gra 5 różnych melodyjek, w międzyczasie chodzi i rusza skrzydełkami.
Kwadracik - papuga naśladuje 10 zwierząt, odgłosy są wyraźne, jedyną wadą jest że trzeba każdorazowo naciskać przycisk aby wydała kolejny głos.
Kółko - śpiewa 3 piosenki.
Gwiazdka - śmieszne frazy.
Papuga zachęca do ponownej zabawy, do wciśnięć kolejny raz przycisków.


Troszkę strasznie wygląda jak dla mnie kiedy świecą się jej oczy, ale Synkowi się podoba.
Troszkę hałasuje przy chodzeniu, ale mojemu Synowi to nie przeszkadza, powiedziałabym, że jest to dla niego dodatkowa atrakcja.


Papuga jest wykonana solidnie, ma przyjemne dla oka kolory, cała jest plastikowa przez co łatwiej ją utrzymać w czystości.



Koszt taj papugi szacuje się między 30 a 50 zł. Nasza jest z Pepco. Synkowi się podoba, potrafi się nią zainteresować na chwilę, u nas dosłownie 10 minut zajęcia się jedną zabawką to na prawdę dużo więc dla nas jest to sukces.

czwartek, 14 lutego 2019

Pchacz

Dziś napiszę kilka słów o pchaczu. Nasz pchacz jest ze sklepu Smyk, jest to Smiki, My First Activity Walker. Synek dostał go w prezencie na chrzciny, od września stał on  w pudełku, rozpakowaliśmy go dopiero jakieś dwa tygodnie temu. Niestety jestem zawiedziona tą zabawką.
Ale po kolei.
Pchacz jest kolorowy, przykuwa uwagę dziecka.
Ma kilka elementów interaktywnych:
Dopasowywanie kształtów, do odpowiednich okienek, mamy 6 klocuszków w trzech kolorach o różnych kształtach. Klocki mają na sobie również wytłoczone zwierzątka. wydaje mi się, że dla dziecka mało czytelne, zwłaszcza na klockach w kolorze czerwonym.
Mój dziewięciomiesięczny syn nie radzi sobie z ich wyjęciem, dość mocno trzeba je wcisnąć , a potem użyć siły aby wyjąć, co jest dobre pod tym względem, że nie wypadają pod czas spaceru.
W centralnym miejscu pulpitu znajduje się coś na wzór pianinka.
Trzy kolorowe przyciski i gwiazdka. Okropieństwo ! (to moje zdanie) . Dźwięk jest na prawdę brzydki, mamy kilka zabawek grających, ta wydaje najbrzydszy dźwięk, jest on bardzo drażniący.
Po naciśnięciu pojedynczych klawiszy pojawia się pojedynczy dźwięk, kiedy naciśniemy gwiazdkę włącza się melodyjka. Gwiazdka ma zaprogramowane trzy równe melodyjki.
Głośnik w zabawce jest bardzo głośny, nie ma możliwości regulacji głośności, co jest akurat minusem.
Zaraz pod pianinkiem znajduje się rurka wypełniona kolorowymi kuleczkami, dzięki jej przekręceniu kuleczki się przesypują , na ten moment chyba najbardziej ten element interesuje mojego syna.
Mamy również pałączek z czterema kolorowymi koralikami do przesuwania. Pałąk jest może 10 centymetrowy , więc dość krótki i nie specjalnie zajmuje moje dziecko.
Po lewek stronie mamy korbkę, która wydaje z siebie dźwięk poruszających się kół zębatych.
W dolnym prawym rogu w kształcie gwiazdki jest piszczałka. Nasza piszczałka piszczy co któreś przyciśnięcie, trzeba to zrobić bardzo umiejętnie, co nawet mi nie zawsze się udaje.

Teraz oceńmy zabawkę jako pchacz, a nie jako stolik edukacyjny... I tu jest tylko gorzej.
Niestety. Pchacz składa się z 3 elementów pulpitu i dwóch nóżek, składa się go na zasadzie "klik".
Pchacz jest bardzo lekki, mój syn jeszcze nie chodzi, ale staje . Próbowaliśmy z mężem pokazać Synkowi o co chodzi w tej zabawce, zauważyliśmy, że kiedy syn świadomie przenosi ciężar na rączki, opiera się na pchaczu i nie asekurujemy go , to niestety ale pchacz pod jego ciężarem nieznacznie się ugina, mój Syn aktualnie waży 7 kg, domyślam się, że jeśli chciałby z nim chodzić byłoby jeszcze gorzej.
Rączka jest mało wygodna, jest jakby pusta z jednej strony, co dla małej rączki dziecka nie wiem w jaki sposób ma pomóc.
Tak jak wspominałam sam pchacz jest bardzo lekki , raczej w momencie chodzenia dziecku to nie będzie służyło, bo jeśli straci równowagę i przewróci się do tyłu, to pchacz pociągnie za sobą, albo kiedy zablokuje się np w progu.

Zabawka w cenie regularnej na dzień dzisiejszy na stronie sklepu Smyk kosztuje 149 zł, w promocji 120 zł... Nie wiem za co ta cena. Teraz sprawdzając cenę popatrzyłam na opinię jeździka i widzę, że nie tylko ja mam takie zdanie o nim.
Jest on beznadziejny , moim zdaniem nie nadaje się jako chodzik do nauki czy pomocy w chodzeniu, raczej jako tablica edukacyjna.
Będę raczej unikała sytuacji żeby mój syn próbował przy nim chodzić, czuję że może wyrządzić to więcej szkód niż pożytku . W tej chwili jest fajnym stolikiem edukacyjnym . Szkoda , ze osoba go kupująca nie zapoznała się wcześniej z opinią na jego temat, bo po prostu szkoda pieniędzy na taki bubel.

Wiem, że na Wielkanoc dziadkowie mają też jakiś pchacz dla Krasnoludka , zobaczymy jaki będzie tamten.




"Karuzela" Agnieszka Lis

Książkę wzięłam , ponieważ była w grupie książek " chętnie czytanych " w mojej bibliotece. 
Tradycyjne już nie przeczytałam żadnych opinii na jej temat , ani opisu z tyłu książki .
Na początku przeraziła mnie jej grubość, ponad 600 stron myślałam, że będę musiała ja " zmęczyć ". 
Pierwsze wrażenie po przeczytaniu kilku pierwszych stron.. raczej średnie . Stwierdziłam że fajnie , łatwo się czyta , ale będzie to typowa babska opowieść o zdradzonej smutnej żonie zamkniętej w domu z dziećmi i udającej że jest super .
Zdziwiłam się . 
Książka nie jest dobra , jest bardzo dobra. Bardzo wygodne wydanie mi się trafiło, pomagało, to czytać. 
Książka tak mnie wciągnęła że najchętniej nie odłożyłabym jej póki nie doszła bym do ostatniej strony.
Jest to taki rodzaj książki , jest ona tak napisana , że ciężko po jej przeczytaniu przejść do drugiej. 
Ta historia zostaje w nas i daje do myślenia. 
Jest to książka o chorobie. O ciężkiej chorobie , o tym jak przechodzą ja wszyscy z otoczenia chorej Renaty. 
Autorka pokazuje też ,że o siebie musimy dbać , że nie może być ważne wszystko w koło po za nami. 
Czytając tą książkę jest w nas wiele emocji, złość , radość , strach, smutek...
"Karuzela ' jest w taki sposób napisana że daje nam wiele do myślenia , na temat naszego życia codziennego, pokazuje, że trzeba dostrzegać i doceniać to co się ma, nawet te rzeczy małe i wydaje się że błahe.

Nie chcę za wiele pisać, chce żeby każdy kto przeczyta tę książkę zrozumiał ja po swojemu.
Polecam ją każdemu . 
Skończyłam ją czytać jakieś 20-30 minut temu... Myślę że trochę potrwa zanim ona że mnie " wyjdzie " zanim przestanę o niej myśleć. 
Osoby wrażliwe powinny zapatrzyć się w paczkę chusteczek, albo dwie .



Pozdrawiam

wtorek, 5 lutego 2019

" Wieczór taki jak ten " Gabriela Garaś

W tej części, pierwszej części serii poznajemy Michalinę ( około 28 lat ) i Bartka (9 lat ). 
Rodzeństwo mieszka w Złotowie, jest to mała górska mieścina w której  każdy z każdym się zna . 
Misia i Bartek da rodzeństwem, które dzieli różnica wieku  aż 18 lat. Ilona, matka dzieci  zmarła chwilę  po urodzeniu Bartusia, ojciec  dzieci ...
Dzieci zostały z babcią Zosia która  prowadzi  kawiarenkę , to dzięki Babci Michalina  decyduje się na otwarcie małego pensjonaciku  w swoim domu.
Książka utrzymana jest w klimacie świat i cudów świątecznych . Poznajemy historię nie tylko Michaliny Bartka i ich babci, ale również osób które przyjechały do Zlotkowa do Misi odpocząć, przemyśleć pewne sprawy ,doznać cudu. 

Obie części są utrzymane w klimacie świąt, łatwo się je czyta, nie wiemy nawet kiedy mija nam trzysta stron. 


" Magia grudniowej nocy " Gabriela Garaś.

" Magia grudniowej nocy " Gabriela Garaś.
Oczywiście jest jedną z serii , oczywiście nie jest to pierwsza książka serii, ale jak już wspominałam nie raz , ja wypożyczam książki z biblioteki i niestety nie zawsze udaje się wypożyczyć książki po kolei i seriami . Nauczyłam się już że czytam tak jak mam j nie czekam na kolejne, bo mogę się nie doczekać. 

Jest to kolejka książka w klimacie świat, jeszcze kilka ich będzie.  
Łatwo się ją czyta , porusza typowy poruszany w okresie świąt temat , miłość 
Książka opisuje kilka rodzajów miłosci , kilka jej wersji.  
Jest to miłość pary narzeczonych Wiktorii i Michała , 
matki i córki Amelia i Wiktorii , 
miłość zawiła , trochę nie spełniona Amelii do Marka , 
miłość uzależniona Marka do Patrycji ,
Miłość Adama do Patrycji ,
Zawiła , skomplikowana miłość Michaliny do Przemka ,
relacja i ogromna miłość siostry do brata Michaliny do Bartka , 
Miłość matki do noszonego pod sercem dziecka,
Miłość dwóch kumpli Bartka i Przemka ,
Miłość ludzi dojrzałych , po przejściach Zofii i Wincentego, 
Miłość z przyzwyczajenia (?) Janka do Barbary , 
Miłość ogromną , pierwsza Arletty do Janka , 
Miłość matki i córki oraz siostrzana .
Temat miłości ich rodzaj jest tu obszernie opisany . Są historię smutne i radosne ..

Święta to czas kiedy właśnie o miłości się mówi. Tak to już jest i tego się nie zmieni. Święta mobilizują do zgody, pojednania czy wyjaśnienia dotychczasowych spraw.  
Zawsze czytając książki o takiej tematyce mam poczucie potrzeby refleksji ,zastanowienia się co się wokół mnie dzieje . 


Ta książka również u mnie wywołała takie poczucie . 

Podsumowanie miesiąca - styczeń

Długo zastanawiałam się czy robić podsumowanie zeszłego roku. Z jednej strony bardzo chciałam, z drugiej po dłuższym przemyśleniu doszłam do wniosku, że chyba zeszły rok mimo narodzin synka nie był najlepszym .
Był to rok pełen mieszanych emocji . Z jednej strony radość " jestem w ciąży , udało się dotrwać do 12 tygodnia " , z drugiej ciągły lęk , czy wszystko będzie dobrze . Jak nie raz wspominałam lubię marzec , niestety w zeszłym roku mało brakowało, a w moje urodziny urodziłby się mój syn. Na szczęście się udało, ale od tamtej pory było sporo nerwów. Dużo leżenia , wizyt kontrolnych , badań , pobytów w szpitalu. Szybkie kompletowanie wyprawki. W kwietniu w 34 tygodniu urodził się Damian.
Z jednej strony duża radość, że jest już z nami , że urodził się w dobrym stanie, że oddycha samodzielnie.
 Z drugiej strony duży lęk, czy wszystko będzie dobrze , czy da sobie radę , czy my sobie poradzimy.
Naciski w szpitalu na karmienie , problemu z karmieniem , kiepski personel.  Zakończyło się to baby blues. Teraz nie boje się do tego przyznać . Powrót do domu był szczęśliwym momentem , ale za chwilę znów zaczęło się coś dziać , wszyscy mówili że to normalne że przesadzam , a potem okazało się że nietolerancja laktozy, że zakażenie bakteryjne... No i tak do listopada wizyty u specjalistów , co chwilę coś nowego kilka pobytów w szpitalu. W czerwcu zdrowiu podupadł nagle Teść , w lipcu okazało się że to rak. Kolejne nerwy , stres ...
W międzyczasie były również chwile radości , ale co było lepiej to znów było gorzej.
 Teraz jest nowy rok. Nowe nastawienie. W styczniu mieliśmy wizytę u nefrologa , okazało się że jest okej , że teraz tylko wizyty kontrolne trzeba monitorować , trzeba badać i sprawdzać , ale teraz to już profilaktyka. I kontrola w lipcu .Pierwszy sukces.
Druga ważna dla nas wizyta to wizyta u neurologa, tu również dobre wieści. To co najważniejsze i najbardziej niepokojące zostało wykluczone. Teraz tylko rehabilitacja. I kolejna wizyta kontrolna w kwietniu.
Mimo iż mamy za sobą już w tym roku kurację antybiotykiem bo jakieś dziadostwo się przypałętało, to czujemy że jest okej. I będzie lepiej. 
W lutym albo marcu czeka nas wizyta u okulisty , ale tutaj to jest czysta profilaktyka. Kompletnie się tym nie stresuje .
Postanowienie na ten rok to więcej czytać, poświęcić więcej czasu na siebie może to być długa kąpiel , zdobienie sobie paznokci czy leżenie i patrzenie w sufit.
Ostatnio bardzo dobrze zadziałały na mnie samotne zakupy spożywcze chwilę po siódmej rano, w sklepach jeszcze mało klientów , towar poukładany , syn w domu z tatą.  " Dałam na luz ", kiedy mąż jest w domu to on głównie zajmuje się Synkiem, na prawdę potrafi zrobi to świetnie , im czas razem jest bardzo potrzebny a i ja tego czasu potrzebuje dla siebie czy do ogarnięcia czegoś na co przy dziecku nie mogę sobie pozwolić.
Mężowi znowu trochę zmienił się system pracy , zmieniły się godziny pracy . Od pewnego czasu staramy się odnowić  kontakty ze znajomymi, całkiem dobrze nam to idzie, odgrzewany znajomości sprzed 5-6 a nawet 10 lat.
Drogi rozeszły nam się z różnych względów, zmiana szkoły , nowe związki , praca itp później był czas , że chciało się odgrzać te znajomości, ale jakoś było tak głupio , brakowało odwagi. Postanowienie " raz kozie śmierć " okazało się być super posunięciem.  Fajnie jest znów się spotkać , powspominać, przekonać się że wcale się nie zmieniliśmy aż tak jak nam się wydawało i nadal świetnie się dogadujemy i miło spędzamy czas razem. Trochę inaczej niż te 10 lat temu ( piwo na ławce w parku już trochę nie wypada) ale wciąż miło. 


 Według postanowienia i poświęcenia trochę czasu na relaks dla siebie, wróciłam do malowania paznokci. 




W tym roku wyjątkowo przeżyłam finał WOŚPu, zupełnie inaczej się na to wszystko patrz, kiedy nasze dziecko korzysta ze sprzętów kupionych przez WOŚP.
Po wizycie na Finale w naszym mieście poszliśmy na gorącą czekoladę.



W tym roku również obchodziliśmy Pierwszy Dzień Babci i Dziadka.
Postawiliśmy na zakup prezentu praktycznego, czyli po kubeczku i magnesie na lodówkę.
Dziadkowie byli szczęśliwi , że odwiedził ich wnuk i spędził z nimi cały dzień.









Przeczytałam kilka książek. To postanowienie idzie mi najlepiej.




Odwiedziliśmy też rodzinę Męża . Lubię tam jeździć, czuje się jak na wakacjach. Co prawda spędziliśmy tam tylko dwa dni, ale baterie naładowałam.



Najgorzej jak na ta chwilę radzę sobie  z oszczędzaniem. Zawsze na początku roku jest wiele promocji, wyprzedaży itp , wszystko jest potrzebne więc...



W Biedronce dokupiłam resztę pędzli do makijażu z serii.
Mam już dwa pędzle z tej firmy dla mnie są bardzo fajne, a ich cena to już w ogóle rewelacja.









W KiK kupiłam jeszcze kilka pierdółek za grosze.








Łup z Pepco, album na 100 zdjęć za 5 zł. Będzie dla dziadków, gdy wywołamy kolejną turę zdjęć.



W lutym będzie nas tutaj pewnie dużo mniej. 
Zauważyłam, że nie dodały mi się posty, które pisałam na telefonie, więc czeka mnie pisanie ich na nowo :( 

Pozdrawiam