9 września Chrzciny , a Teść w szpitalu i nic nie wskazuje na to , że uda mu się wyjść .
Teściowa " na szczęście" w szpitalu w naszym mieście i udało się zreorganizować przepustkę więc nie będzie problemu.
Trochę te przygotowania pozwalają zapomnieć o tym , co się w koło nas dzieje.
Małemu zamówiłam ciuszek do chrztu przez internet i do środy nie doszedł, kiedy poszłam kupić drugi stacjonarnie, dosłownie 3 godziny później przyjechał kurier :)
W ten sposób mieliśmy dwa ciuszki ale nie żałuje bo oba się przydały :)
Damianek gościom sam dawał zaproszenia, no dobra nie będę koloryzować, zdarzało się, ze mocno trzymał w rączkach i oddać nie chciał.
Niestety co było wiadome od początku nasi przyjaciele z UK nie dali rady przylecieć na chrzest, ale jakoś tak .. brakowało ich mimo że od początku o tym wiedziałam.
Na tydzień przed chrztem mały znów chory. Znów antybiotyk, tym razem lekarz zdecydował się nie odsyłać nas do szpitala. Zadecydował o kuracji w domu.
W między czasie obdzwoniłam wszystkie szpitale i przychodnie w okolicy w poszukiwaniu dobrego
dziecięcego nefrologa , neurologa i chirurga.
Po usłyszeniu jakie są terminy oczekiwań nawet jeśli dyktuje nam tutaj warunki szybkość wzrostu małego i jego wiek , a wszystkie skierowania są jako pilne, postanowiliśmy udać się wszędzie prywatnie. Po ostatnich przebojach nie mam siły już na naszą służbę zdrowia.
Na chwilę przed chrzcinami wyskoczyliśmy na dwa dni do Męża rodziny pod Gdańsk. Zawsze czuję się tam jak na wakacjach.
Ciocia ma przepiękne krzesła !
Przy okazji wskoczyliśmy do TK Maxa i Mąż kupił Małemu komplecik.
Same Chrzciny wyszły prawie idealnie . Damian w Kościele był bardzo grzeczny, troszkę obserwował, troszkę gadał i chwilkę spał.
Jeżeli chodzi o samą imprezę w restauracji to ją przespał.
Obudziliśmy go już pod koniec , żeby zrobić zdjęcia.
Wyglądał w swoim ciuszku obłędnie. Nie spodziewałam się, że może tak słodko wyglądać.
Damian dostał w sumie w większości pieniądze. Goście wiedzieli, ze sporo rzeczy już mamy i że zbieramy na kilka rzeczy dla Małego, więc wybrali bezpieczniejszą opcję.
Damianek miał również drobne upominki dla swoich gości, w ramach podziękowania każdy gość dostał zdjęcia.
Damian dostał piękne pamiątki , ale jedna jest wyjątkowo piękna ponieważ została zrobiona własnoręcznie przez kuzynkę Męża.
Dziewczyna ma mega talent.
W takiej torebeczce znajduje się pamiątka
Pamiątka w formie małego pudełeczka
Każdy szczegół jest tutaj dopracowany , to jest tak łada rzecz, że aż dech zapiera i nie chce się wierzyć , że jest zrobiona własnoręcznie.
Po ściągnięciu wieczka pudełko się rozkłada.
Tak wygląda od środka
Kilka razy wstępnie mieliśmy ustalony termin , a później się okazywało, ze albo my w szpitalu, albo ktoś z rodziny.
Szkoda, ze nie udało się być razem z nami w tym dniu Dziadkowi Damiana i Przyjaciołom. Ale tutaj to już siła wyższa decydowała. U Dziadka najważniejsze zdrowie , a Ciocia Mariola i Wujek Krzyś będą musieli to odrobić :)
Wrzesień był pięknym miesiącem, wierzyć się nie chciało, że to jesień, pogoda bardziej wskazywała na wiosnę, początek lata.
Z Chrzestną Damianka pojechaliśmy do Łeby, pogoda była piękna, Damianowi również bardzo się podobało. Był bardzo grzeczny, całkiem jak nie on :)
Było też kilka wieczorów typowo jesiennych. Odpaliłam świece zapachowe, wyjęłam jesienne , ciemniejsze lakiery, wypożyczyłam książki. Przygotowałam sie na jesienną chandrę.
Na szczęście było to chwilowe i wróciła wiosenna pogoda.
Skoro jesień , to i jakoś naszło mnie na ciemniejsze lakiery.
Starałam się z Damianem jak najwięcej wychodzić na spacery, żeby wykorzystać pogodę.
Chociaż zdarzało się i tak, że wychodziłam z domu jak było słonce a po 5 minutach niebo zaciągało się ciemnymi chmurami. Ale nawet wtedy chodziliśmy, wybieraliśmy trasę bliżej domu.
Plus jesieni jest taki, że do ramówek wracają dobre programy i wieczorem można się zrelaksować przed telewizorem.
Niestety wrzesień nie kończy się dla nas dobrze.
Pod koniec miesiąca znów lądujemy w szpitalu. Byliśmy tam tylko i aż trzy dni, tak krótko ponieważ na całym oddziale nie było dla nas miejsca. Już jak nas przyjmowano byliśmy jedyni którzy nie trafili z zapaleniem górnych dróg oddechowych i problem było znaleźć sale.
Na drugą dobę jak leżeliśmy w szpitalu w nocy zaczęły się wymioty u większości małych pacjentów.
Nasza doktor stwierdziła, ze woli wypuścić nas do domu i w domu kontynuować leczenie z częstymi kontrolami niż zostawić nas na oddziale gdzie na pewno złapiemy gorsze dziadostwo.
Miesiąc zakończyłam z myślą, że bardzo bym chciała aby następny miesiąc nie był gorszy od poprzedniego , już przestałam się łudzić , ze może być lepszy. Niech będzie chociaż taki sam , ale nie gorszy.
Jakbym ten blog miał oceniać to wystawił bym temu blogowi piękną szóstkę.
OdpowiedzUsuń